Nawigacja i wyszukiwanie

Nawigacja

Szukaj

Osada należąca do sołectwa Postolin , ma zapisaną swoją niechlubna historię…
Pobudowana przypuszczalnie po I wojnie światowej przez pruski Zarząd Lasów Państwowych, służyła rodzinom pracowników leśnych. Były to dwa budynki mieszkalne, usytuowane po obu stronach duktu leśnego prowadzącego do tej osady od dzisiejszej drogi
Tomaszków.Jeden z dwóch ocalały budynek mieszkalny.2008 rok
gminnej Postolin-Kaszowo. Pobudowano tam jeszcze budynek gospodarczy.

W okresie II wojny światowej zawiadywał osadą leśniczy mający swoja siedzibę w dzisiejszych Miłochowicach o nazwisku Nitske. Tam osadzano przywiezionych na prace przymusowe całe rodziny polskie kierowane do pracy w Leśnictwie Milochowice. Początkowo mieszkały tam tylko rodziny niemieckie pracujące w lasach państwowych, którymi zarządzał leśniczy Nitzke. Były to dwie rodziny o nazwiskach Kloss oraz rodzina Fogiel oraz wdowy po pracowniku leśnych Panie Rusińska oraz Gabriela. W marcu 1942 roku osadzono tam pierwszą rodzinę polską Janiszewskich (Stanisława i Franciszka oraz ich dzieci Irenę, Wacława, Marcina i Józefa),

Budynek gospodarczy. 2008 rok
którą przywieziono z Piotrkowa Trybunalskiego. Poza Ireną, która miała wówczas 13 lat oraz Jej mniejszymi braćmi, reszta zatrudniona została przy pracach leśnych. Początkowo były trudności w zaaklimatyzowaniu się w nowym środowisku i w nowych okupacyjnych warunkach, w zdobyciu pożywienia dla całej rodziny itp. W czerwcu tegoż roku przywieziono do Tomaszkowa trzy rodziny z Zaolzia: rodzinę Lenartów (Wacława,Helenę z małym dzieckiem), rodzinę Cienciałów i rodzinę Balwarów (Franciszkę, Karola i ich dzieci- Karola i Wilhelma). Wszyscy zdolni do pracy kierowani byli do prac w lesie. Dostawali kartki żywnościowe przeznaczone dla obcokrajowców oraz otrzymywali wynagrodzenie za swoją pracę.
Trzeba przyznać, że skoro Polacy nie lekceważyli sobie obowiązków jakie im nałożył leśniczy Nitzke, to nie mieli kłopotów ze strony Policji i Gestapo. Przez cały okres pobytu w okresie wojny, a więc bez mała trzech lat, tylko raz mieli do czynienia z żandarmami SS, a poza tym to widzieli ich wyłącznie w czasie pobytu w Miliczu, bądź gdy obserwowali pracujących przy kopaniu okopów przeciwczołgowych więźniów, których pilnowali właśnie żołnierze z SS.. Więźniowie ci, w przeważającej części byli powstańcy warszawscy, nieludzko wyzyskiwani, zakwaterowani byli w lagrach zlokalizowanych w m. Gruszeczka i Garuszka. Do dzisiaj po drewnianych barakach pozostały tylko puste miejsca…
W ogóle należy wspomnieć, że okolice roiły się od polaków i polek zwiezionych na roboty przymusowe ze wszystkich krain Polski, lecz w większości z Wielkopolski. Szczególnie z Wielkopolski, gdyż jeśli już trzeba było opuszczać rodzinne strony, to najlepiej nie za daleko miejsca zamieszkania. Na nich w głównej mierze spoczywał obowiązek pracy w gospodarstwach rolnych, w sytuacji kiedy mężczyzn – Niemców nie było tam prawie w ogóle , gdyż albo byli na froncie, albo też jako jego ofiary, spoczywali w grobach…
 W takiej sytuacji m. innymi i mieszkańcy Tomaszkowa byli świadkami wyjazdu niemieckiej ludności rankiem  dnia 4 stycznia 1945 roku, którzy w siarczystym mrozie uchodzili poprzez Postolin, Pracze, Gruszeczkę, Sułów jadąc na Żmigród jak i wkroczenia żołnierzy armii czerwonej. Od tych drugich mieszkańcy Tomaszkowa doznali nie mniejszych przykrości, aniżeli od niemieckiego ciemiężcy.
 Kiedy pijani – po uraczeniu się winem z rozbitych beczek w piwnicach majątku w Praczach w dniu 24 stycznia uderzyli z tej miejscowości w kierunku Postolina, Karmina, Kaszowa. Oczywiście nie natrafiali żadnego oporu. Tuż przed nimi maruderzy niemieccy zostali wyrzuceni przez mieszkańców Tomaszkowa do lasu, gdyż obawiali się potraktowania ich

  Miejsce w którym stał barak-stalag dla więźniów,przede wszystkim dla powstańców warszawskich.

jako „germańców” przez rosyjskich pijanych sołdatów. Żołnierze niemieccy nieludzko zmęczeni spali u nich kamiennym snem, tak, że nieraz nie mogli ich dobudzić. Dobudzeni wreszcie, uciekali w popłochu słysząc zbliżająca się palbę karabinową. Irena Janiszewska, kiedy „ruskie” były tuz,tuż, przypomniała sobie, że za szafą śpi jeszcze jeden niemiecki żołnierz. Dobudzony, zerwał się, schwycił karabin i wybiegł w pospiechu do lasu, lecz w pospiechu zostawił pas z pistoletem. Irena wrzuciła pas do kubła w którym chodziło się po wodę do studni i zaraz tam poszła. Wrzuciła ten pas do studni i chyba jako pamiątka, tkwi tam do dzisiejszego dnia. I zaraz pojawili się pijani rosyjscy żołnierze, strasząc ich, ale chyba na poważnie, że jako „giermańców” wszystkich zaraz rozstrzelają. Senior Cienciała mówił trochę po rosyjsku i zaczął im tłumaczyć, że to nie „giermańcy” tylko „polaki” przebywający tutaj na pracach przymusowych. W końcu dało się ich przekonać. Lecz kazali im się natychmiast udać do wioski do Kaszowa, gdyż tutaj w Tomaszkowie następne „hordy” mogą ich nie uznać za „polaków” i postawić pod mur.Tak też zrobiono. Dla potrzeb zwycięzców,jako łupy wojenne odprowadzali bydło, pozostałe konie i owce do majątku w Miliczu, skąd już zbiorczo wojsko rosyjskie pędziło je do Rawicza, a z tamtąd koleją wywożono je na wschód. Wejście i pierwsze dni rządów rosyjskich w Kaszowie i przyległych wsiach, to szukanie zdobyczy, m.innymi przerzucanie słomy i siana, gdzie spodziewano się znalezienia łupów. We wsiach pozostali nieliczni starsi Niemcy i młodzież do żywienia zwierząt domowych (wszak wszyscy ewakuowani wyjeżdżali z przekonaniem, że za parę dni sytuacja na froncie się odwróci i Tysiącletnia Rzesza powróci i na te i na inne hen,hen na wschód tereny).Co z nimi żołnierze rosyjscy wyprawiali. Czterech starszych Niemców rozstrzelali w dniu 16 stycznia wieczorem przy stodole należącej dzisiaj do Pana…… Dziewczyny gwałcono przez parę dni, potem udręczone ginęły od kul. 

 Przeżywano bombardowanie Wrocławia, trwające bez mała pól roku, gdyż wybuchy było dobrze słychać, zaś czerwona łuna palącego się miasta była cały czas widoczna.

 W takich to nastrojach wszystkie polskie rodziny osadzone w wojennym Tomaszkowie zdecydowały się na osiedlenie na tych terenach po wojnie. Zamieszkały to w Kaszowie, to w Garuszkach, zaś Cienciała początkowo mieszkał jako leśniczy w pałacu w Postolinie, którego później osiedlono w gajówce w Garuszkach. I tak zakończyła się wojenna epopeja tych rodzin polskich, które osadzono w Tomaszkowie celem wykonywania pracy przymusowej.
 A jego zwieńczeniem był ślub Ireny Janiszewskiej z Karolem Balwarem, który zawarto w starym kościele za rynkiem milickim w 1946 roku. Małżeństwo to dotrwało do dnia dzisiejszego w zdrowiu i mieszka w miejscu osiedlenia tj. w Garuszkach, o współczesnej nazwie …..
 Dalsze losy Tomaszkowa i jego współczesnych mieszkańców życie pisze nadal, lecz to nie jest już przedmiotem zainteresowania niniejszego opracowania.

Informujemy, że strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Polityka prywatności .