Nawigacja i wyszukiwanie

Nawigacja

Szukaj

 
2008 rok.Kościół. Widok na sklepienia nawy głównej

 Po napaściach ukraińskich band na Hutę Szczerzecką i Chocimsko polscy mieszkańcy Brzezin, przeczuwając że spotka ich podobny los,  nie przebywali w swoich siedzibach w nocy. Mieli przyszykowane schrony w okolicznych lasach. Gdy nadchodził zmrok, a pamiętajmy, że była to późna wiosna, mieszkańcy opuszczali domy i wracali do nich wczesnym rankiem. Oczywiście, wszelkie cenniejsze rzeczy były zakopane już w ziemi.
 Kościół do ostatniego dnia pełnił swoją posługę wiernym.
 W niedzielę 21 maja ks Liwicki, po odprawieniu dwóch mszy św zamknął kościół i udał się ścieżką na skróty do Wybranówki, skąd „osobówką” pojechał do Lwowa.
 Poniedziałkowy ranek 22 maja powitał mieszkańców wspaniałym słońcem… któż mógł przypuszczać, że ten dzień będzie dniem końca bytu polskiego w Brzezinach, Parafii Św. Stanisława Biskupa  i Męczennika , jak i kościoła, nie mówiąc o plebani i organistówce.
   Wczesnym rankiem niosąca do zlewni mleko w kanie jakie musiano za okupacji niemieckiej obowiązkowo odstawiać (istniały kontygenty), dziewczyna nazwiskiem Petruś Maria (z rodziny ukraińsko-polskiej) z Kopaniny, krzyczy do wszystkich, że w Kopaninie już mordują. Zanim się zerwano i zaczęto uciekać w stronę lasu i istniejących tam kryjówek, bandy UPA już zdążyły okrążyć Brzeziny dookoła.
 Ludzie za późno się zerwali do ucieczek, aby zdążyć przed zamknięciem okrążenia. Sporo zdążyło dopaść łan zbóż i w nich się ukryć. Lecz była to iluzoryczna ochrona, gdyż Ukraińcy zorientowawszy się w sytuacji, po jakimś czasie zaczęli pola przeczesywać, szukając ukrywających się.
  Mord był totalny..tym razem mordowano wszystkich polaków, inaczej jak w Hucie Szczerzeckiej, czy Hucisku, gdzie pozostawiono przy życiu kobiety i dzieci.
  Oto relacja Pana Kuca Kazimierza, urodzonego 20.08.1929 roku . Od jakiegoś czasu namawialiśmy (ja z moimi braćmi Stanisławem-ur. 12.01.1922 i Szczepanem ur.05.02.1925) naszego Ojca Michała, mającego wówczas 57 lat , aby zostawić nasze gospodarstwo pod opieką sąsiadki, starszej Ukrainki Dmytrenko Lunie i uciekać gdzieś hen pod Lwów, a może i do samego Lwowa. Ojciec nie chciał o tym słyszeć (tłumacząc, że starych drzew się nie przesadza), więc my z braćmi udaliśmy się do Lwowa i zamieszkaliśmy na Kozielnikach (przedmieście Lwowa) u kolejarza nazwiskiem Pudełko, który pochodził z Brzezin, a który był zawiadowcą na tym przystanku kolejowym. Dał on nam do spania komórkę i dzieliliśmy ją wespół ze szczurami. Lecz czuliśmy się tam bezpiecznie. Niestety, nie mógł nam zaoferować chleba, który był wówczas ściśle reglamentowany kartkami. W takiej sytuacji zawsze w sobotę, lub w  niedzielę jechaliśmy pociągiem do Wybranówki, a stamtąd ścieżką do domu, gdzie Mama Maria zawsze w końcu tygodnia piekła chleb i zabieraliśmy go tyle, aby starczyło nam na cały tydzień. Oczywiście szumnie powiedziane – jechaliśmy pociągiem – jest grubą przesadą. No, bo skąd mielibyśmy mieć pieniądze na bilet?
  Wskakiwało się do pociągów towarowych i jechało się na gapę. I tak było w dniu 20 maja 1944 roku (sobota), kiedy wyjazd po chleb do domu przypadł mnie. Przyszedłem na dworzec pod wieczór, a na torach w kierunku Stanisławowa stał pociąg wiozący niemieckie czołgi. Zorientowałem się, że niebawem ruszy. Pan Pudełko, u którego mieszkaliśmy, a który miał akurat dyżur na stacyjce, ostrzegł mnie , abym nie chciał czasami skakać do tego pociągu, gdyż jest on strzeżony dwoma budkami z wartownikami i mnie zastrzelą. Lecz jak zauważyłem , że wartownicy wskoczyli do swoich budek i pociąg ruszył, to zrobiłem szusa i szybko znalazłem się pod jednym z czołgów. A ponieważ już była szarówka, to nikt tego nie zauważył. W Wybranówce wyskoczyłem i za godzinkę byłem w chałupie. Niestety Mama oświadczyła mi, że muszę na chleb poczekać do poniedziałku, gdyż nie zdążyła go upiec. I w ten sposób, mimo, iż uciekliśmy przed napadem pod Lwów, to poprzez ten przypadek - na niego trafiłem. 
  Gdy usłyszeliśmy krzyk Marysi Petruś, ostrzegający o napadzie, a który zbiegł się z hukiem strzałów, każdy biegł w swoją stronę, nie patrząc na innych. Ja nie wiem jakim cudem, lecz momentalnie znalazłem się w łanie  żyta należącego do ukraińskiego sąsiada. Po paru godzinach, słysząc wokół strzały, wrzaski i czując cały czas dym i ogień, usłyszałem i wyczułem, że ukraińcy przeczesują łany zbóż, szukając ukrywających się tam ludzi. Nie było rady, zerwałem się i zacząłem biec w stronę drogi, przeskoczyłem ją i już razem z trzema innymi poleciałem w stronę tzw. deberki , za cmentarzem parafialnym. Były to takie małe kotlinki z dołami.  Po drodze strzelało do nas trzech, lecz jakoś Bóg mnie ochronił. Wskoczyłem w dół, przykryłem się chaszczami, mając obserwację na ścieżkę, którą chodziło się do Wybranówki. Gdy wskakiwałem do dołu, to widziałem stojących za drzewami Ukraińców z obstawy wsi, z bronią w rękach. Po jakimś czasie, już jakoś pod wieczór, kiedy następowała cisza, zauważyłem idącego ścieżką Pana Petrusa z Kopaniny, prowadzącego córkę Marysię, tę właśnie, która rannym krzykiem zaalarmowała Brzeziny o napadzie, a która w trzecim transporcie deportowanych trafiła z rodziną do Jaworzyny Śląskiej. Odważyłem się i podszedłem do nich, prosząc o pomoc. Pan Petruś powiedział, abym szedł z nimi na dworzec na wieczorny pociąg, gdyż on odprowadza Marysię, aby pojechała do Lwowa, bo też nie jest pewny jej losu, jako, że jego żona była polką. Powiedział mi, że w razie czego jestem niby jego synem i tak mi nic nie zrobią. Lecz nikt nas już nie zatrzymywał i tak doszliśmy do Wybranówki, skąd odjechaliśmy w kierunku Lwowa…

2008 rok.Widok kościoła od strony Bryńc Zagórnych

  Nazajutrz dowiedziałem się, że mojego Ojca Michała zastrzelono przy potoku młyńskim, w którym leżał dwa dni, po czym ogołoconego z kożucha i butów. ukraińcy zakopali nieopodal na brzegu.
  W ogóle to Ukraińcy, bojąc się zarazy, po dwóch dniach, wszystkich zamordowanych zagrzebali w miejscach, gdzie zostali zabici. Wiele zatem ciał użyźniło tamtejsza glebę, zaś ich kości tkwią tam do dzisiaj, porozrzucane na brzezińskiej ziemi. A ciał tych w sumie doliczono się aż 145 . !!!
  Moja Matka Maria nie miała szans ucieczki i została w domu. Gdy nadeszli ukraińcy Matka wraz z Ciotką Rozalią Dmyterko   poczęły udawać Ukrainki. I z tupetem do nich, co oni tutaj robią, czyż i je będą mordować. Oczywiście w szkole uczono się ukraińskiego, a że i sąsiedzi byli Ukraińcami, więc ich język znały dobrze. Zmarkotniały, gdy kazali im mówić pacierz. Pierwszą część pacierza jakoś przebrnęły, lecz później zaczął się problem. Lecz nie zbita z tropu Mama zaczęła krzyczeć po ukraińsku do nich, że niby gdzie się miały nauczyć tego pacierza, jak od młodych lat gnali ich wciąż do roboty. A na dowód, mówi, idźmy do sąsiadki Luny Dmytrenko, ona potwierdzi kim jesteśmy. I poszli do niej, która nie dość, że potwierdziła że są Ukrainkami, to jeszcze tych bandziorów wyzwała od najgorszych, że są mordercami, bo i dzieci ukraińskie mordują. A było tak, że gdy zaczął się napad, to wpierw zatłuczono czterech chłopców, którzy paśli bydło i konie na łąkach. Okazało się , że dwóch z nich było dziećmi z rodzin ukraińskich. W końcu kobiety się uratowały…
  Dowiedziałem się też, że gdy rannym pociągiem dotarła wiadomość o napadzie do Lwowa, to pan Pudełko zorganizował parowóz z jednym wagonem i ekspedycja zainteresowanych, razem z ks Liwickim dotarła do Wybranówki, lecz oczywiście nikt nie odważył się przeciwstawić siłą rozjuszonej i uzbrojonej watasze ukraińskiej. Na dodatek na łąkach wiejskich niedaleko stacji w Wybranówce wypoczywał i ćwiczył oddział Wermachtu z dowodzącym nimi pułkownikiem. Ks Liwicki, oficer rezerwy z czasów I wojny światowej, zwrócił się do owego pułkownika z prośbą o wysłanie żołnierzy, celem zapobieżeniu rzezi. Niestety pułkownik odmówił, tłumacząc księdzu, że jeżeli stałaby się jakakolwiek krzywda w tej akcji jakiemuś żołnierzowi, to jego czekałby stryczek…

2008 rok.Figura Matki Boskiej.Usytuowanie obok kościoła od Zachodu, przy szosie

Po tym dniu rodzina Kuca, już bez zastrzelonego Ojca, nawiasem mówiąc cieszącego się w poprzednich latach sporym szacunkiem obydwu nacji, z racji pełnionej przez parę ładnych lat funkcji sołtysa Bryńc Zagórnych, zamieszkała razem w Dawidowie. Niestety do ócz zaglądał im głód. Dopiero skontaktowanie się ze znajomymi Ojca w Chodorowie, pracującymi w cukrowni, pozwoliło im ściągać stamtąd melasę buraczaną…a z niej, już prostą, od wieków znaną metodą, zaczęto produkcję bimbru… I stopa życiowa rodziny zaraz się poprawiła, pojawiła się nawet na stole nieraz kiełbasa…
I tak mordom, paleniom i niszczeniom nikt nie przeszkadzał, zaś akcja zakończyła się o zmroku. Lecz nikt z ukrywających się polaków nie odważył się jeszcze tej nocy, kiedy łuny palących się Brzezin były widoczne hen, hen, na powrót…
Zresztą nie było już doprawdy do czego.. Z istniejących 56 domostw w Brzezinie ostało się raptem do dnia dzisiejszego tylko cztery, zamieszkałe przez rodziny ukraińskie.
Kościół został spalony, wieża nie istnieje, nie ma śladu po budynku plebani, ani po budynku tzw. organistówki ….                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             
  Tyle relacji Pana Kuca. W dalszej części Jego relacja z deportacji w 1945 roku.
  Poniżej wykaz zamordowanych otrzymanych w 1951 roku przez ks Franciszka Wołyniaka, zmarłego  we Wrocławiu w 1981 roku, byłego proboszcza wsi Wierzbno. Pierwszą ofiarą okrążających wieś oprawców był chłopiec pędzący konie na pastwisko, który zginął od noży bojówek OUN-UPA. Łącznie zginęło 145 mieszkańców wsi.
    
 Oto nazwiska zamordowanych:
      Melnerzy – Antoni , Paulina , Jan , Zofia , Joanna,
Pańska Michalina, Kusikiewicz Franciszek , Lachowicz Maria , Lejcht Karolina ,
Pudełko Michał , Metlowie Walenty i Władysław , Smyterki Mikołaj i Maria , Melnerzy Franciszek i Józef , Jabłońscy Jan, Ewa , Regina , Szlachetka Maria i Adela , Jabłonscy Katarzyna , Krystyna i Zbigniew , Bałuki Katarzyna i Antoni , Lejchty Franciszek , Agata , Zofia , Józef i Marian , Jabłońscy Franciszek i Rozalia , Nakonieczni Józef, Rozalia i Antoni , Szumańscy Rozalia , Katarzyna i Stanisław,Jarosławscy Rozalia , Maria , Zofia  i Rozalia , Pudełko Adolf , Kuc Michał , Medoniowie Stanisław i Rozalia , Nakonieczni Franciszek , Michał , Maria,  Józef , Janina , Antoni i Antoni, rodzina Kościów Helena , Stefania , Olek i Edward, Jabłońscy Daniel , Anna , Maria i Maria , Czajowscy Maria , Zofia i Józef,
 Radańska Anna , Sydołowie Józefa , Władysław , Rozalia , Jan , Józef i Regina,
Jabłońscy Paulina , Bronisława i Maria , Pańscy Zofia i Stanisława , Rawscy Maria Aniela i Klemens, Pudełkowie Jan , Antonina , Bronisława i Bronisław , Dejczman Maria , Rawscy Mikołaj i Bronisław , Pudełkowie Katarzyna i Stefania , Łukaszewscy Maria , Zofia i Stefania ,Bronisława i Maria, Gryglewiczowie Rozalia , Stanisław i Zofia , Żywiccy Rozalia , Franciszek i Tadeusz , Płukar Zofia i Józefa , Jabłoński Stanisław , Kucińscy Maria , Stanisław , Sławka i Zofia , Michałowscy Michał , Maria , Franciszek i Władysław , Lejchty Józef i Jan , Pudelscy Maria , Zofia , Maria , Stanisław i Ignacy, Bezak Maria , Petrus Maria , Krajewscy Maria , Marian i Maria , Łukaszewska Stefania  z dwójka dzieci , Motyl Mchalina wraz z dwójką dzieci , Przyszlak Anna i Maria , Tarnowski Jan , Mielnik Bazyli i Rozalia, Ilki:Maria, Rozalia, Rozalia i Zofia. Spośród zabitych nie rozpoznano trzech zabitych.
     Muszę w tym miejscu przytoczyć wycinek ze wspomnień ks Franciszka Wołyniaka, który w tamtych czasach pełnił swoją posługę w kilku parafiach diecezji lwowskiej,a tyczącego mordu w Brzezinach:
„Zostało zamordowanych 145 osób. Taki był dramat tego straszliwego żniwa, jakiego o świcie dokonały bandy ukraińskich rezunów owego pięknego majowego poranka. Sprawcami tego okropnego dzieła, to nie byli jacyś ateiści , bezbożnicy nie znający Bożych Przykazań, anarchiści czy komuniści. Ale byli to ludzie ochrzczeni , znający dekalog od dziecka. Ale niestety równocześnie też to w prostej linii potomkowie XVII-wiecznej czerni, rezunów, którzy wieszali obok siebie polskiego szlachcica, Żyda i psa. Których duchowym przywódcą był wtedy oteć świętobliwy excelencja hr. Roman Andrij Szeptyćkyj. W ich żyłach dotychczas płynie dużo krwi z okrutnych obyczajów tatarskich, których nabyli jak wiemy z historii ich pradziadowie przez całe wieki płacąc chanom tatarskim haracz. Byli oni również ich lennikami, dawali jasyr nawet ze swego narodu i z nimi chodzili na łupieskie wyprawy na sąsiadujące państwa. Tam też nauczyli się palić, niszczyć i mordować. Ta straszliwa lekcja pozostała w duszy i psychice części tego narodu. Tych skłonności barbarzyńskich nie zmyła u nich ani woda chrztu świętego ani czasy minionych lat, ani humanizm, ani żadna kultura, która w tym czasie najbardziej prymitywne i dzikie narody wyprowadziła na wysoki piedestał cywilizacyjny. Na dnie duszy znacznej części ukraińskiego narodu drzemie po dziś dzień, jak przed wiekami instynkt niszczenia, palenia i mordowania nawet najbliższych członków swojego i bratniego narodu, czego doświadczyliśmy w latach 1939-1946. Na takie zbrodnie mogli się zdobyć tylko Ukraińcy, którzy jak gdyby na ironię mienią się narodem chrześcijańskim, żegnają się trzykrotnie i wybijają przed obrazami, setki pokłonów z których diabeł się śmieje…”
    I jeszcze pragnę przytoczyć wiersz napisany przez prostą, wiejską anonimową, jak dotąd, kobietę z Bryńc Zagórnych opisującą dantejskie sceny mordów , które za łaską Boga przeżyła i ocalała.

                                                  Był to straszny dzień – poniedziałek   
                        Posłuchajcie ludzie o smutnej nowinie
                        Co się stało w naszej Brzezinie.

                                                 Było to porankiem o 5-tej godzinie
                                                 Dookoła świeci jasne słońce
                                                 Do wioski wpadają banderowce.

                       Jedzie mały chłopak i koniki pędzi,
                       Banderowcy go złapali i rżną nożami wszędzie.
                                                 Dobiegają dalej do chałupy pierwszej,
                                                 Uciekał mąż z żoną, mąż został zabity,
                                                 Żona zastrzelona.
                      Sąsiedzkie dziewczę wypędzało krowy
                      I wraz z sąsiadką zostało spalone.
                                                Dobiegają do drugiej chałupy mordercy
                                                Dwóch sąsiadów, jedenaście osób
                                                Spędzają do kupy.
                     Tam znowu jedna osoba została zastrzelona,
                     a druga dzięki Bogu ocalona, podnosi się
                     i patrzy, że jest cała, ucieka w pole.
                                                 Trzecia sąsiadka, gdy morderców zobaczyła,
                                                 Na podwórze wybiegła i ukryć się chciała,
                                                 Dzieci jej pobili, nie zdążyła i razem z nimi
                                                 swe życie zakończyła.
                    Czwarta sąsiadka na podwórze wybiegła, ukryć się chciała,
                    ale śmiercionośną kulą zabita została.
                    Piąta, niewidoma, prosi: Panie daruj mi życie,
                    ja mam dzieci małe, lecz to nie pomogło
                    zabita została.
                                         Szósta sąsiadka, sześcioro małych dzieci do schronu schowała
                                         Lecz nie zdążyła sama, zabita, do ognia wrzucona została
                   Siódma sąsiadka napadu się nie boi,
                   bo zięć Ukrainiec,to na pewno ją uchroni.
                   I tak się stało. Z córką ocalała.
                                               Ósma sąsiadka poszła do sąsiadki Ukrainki,
                                               i pyta, co to za pogrom tak wielki,
                                               Ukrainka się na nią oburzyła i ją
                                                ze swej zagrody z dziatwą przepędziła.
                                                Powróciła matka z dziećmi na swe podwórze
                                                i tam do ognia została razem z dziećmi wrzucona.
                  Dziewiąta sąsiadka gdy to zobaczyła
                  to swego syna do schronu schowała
                  ale sama nie zdążyła, zamordowana została.
                                                  Ta dziesiąta sąsiadka z dziećmi,
                                                  W pole uciekła, ale wraz z nimi zabita została.
                 W jedenastej chałupie wymordowali wszystkich
                  I razem z domem ich spalili.
                                                  W dwunastym domu, wszystkie dzieci,
                                                   wyrąbali siekierami ich matkę ocalił
                                                   miłosierny Bóg, w kuchni za drzwiami.
                 Trzynasta sąsiadka pobiegła z dziećmi
                 do Ukrainki i prosi ukryj mnie, bo mam małe dzieci
                 ta odmówiła jej ratunku,
                 zabrali ją i zamordowali z dziećmi,
                 ręce do progu przybili gwoździami,
                 piłą przecięli ich ciała i dom podpalili.
                                                   W czternastym domu spędzili całą dużą rodzinę
                                                    języki wycinali, wnętrzności wypuszczali
                                                   i jak chcieli tylko, to mordowali.
                Ocalała tylko jedna dziewczyna
                uratowała ją duża skrzynia
                w której przed mordercami się ukryła
                i tak swe życie zbawiła.
                                                   O Boże! Ty nasz dobry Boże!
                                                    W naszej wiosce było 50 zagród
                                                     I kościółek z obrazem Matki Bożej.
                                                     Dziś już nie ma niczego.Wszystko spalone

Informujemy, że strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Polityka prywatności .